3 miesiące w Hiszpanii

Gracias Fina 8a

Ruszamy!

7 rano – KW Katowice, tak rozpoczyna się mój 3 miesięczny trip po Hiszpanii. Na progu wita mnie mój przyszły towarzysz podróży Grzegorz ,,Bula” Gołowczyk z kubkiem parującej kawy. Miał być szybki przepak, lecz okazuje się, iż limit 32kg bagażu na 2 osoby nie jest dla nas wystarczający, niezbędne będzie dokupienie kolejnych kilogramów. Obładowani jak juczne muły meldujemy się na lotnisku w Pyrzowicach, by stamtąd wzbić się w powietrze i po około 2 godzinach lotu zawitać do Hiszpanii. Następnie przemieszczamy się pociągiem do centrum Barcelony, a dalej busem do Barbastro – miasteczka oddalonego już jedynie o jakąś godzinne jazdy samochodem od naszego pierwszego celu podróży, czyli Rodellaru. W Barbastro pojawiamy się po godzinie 23.00, lecz dzięki niezwykłej uprzejmości Hiszpanów, którzy znają jakiegoś Polaka mieszkającego tu na stale, swoją pierwszą noc na hiszpańskiej ziemi spędzamy na kanapie u naszego krajana Dawida. Dawid, który w wieku 17 lat porzucił pracę w cyrku i przeniósł się tu na stale, zaproponował nam nocleg, ratując tym samym przed koczowaniem na dworcu autobusowym. Następnego poranka ogarniamy zakupy oraz busa do mieściny Bierge, położonej tuż przed Rodellarem. Tam też bez problemu łapiemy stopa wieńczącego pierwszy etap naszej tułaczki.

Nareszcie w skałach!

Pobudka, na zewnątrz panuje jeszcze półmrok, owsianka, kawka – poranny rozgardiasz. Pomarańcza, jabłko, garść orzechów i oczywiście kakaowy omlet zamknięty w plastikowym pojemniku lądują w plecaku. Torba ze szpejem jest już spakowana, ostatni łyk kawy dopełnia obrazu poranka i ruszamy w skały. 7a+,7b,7b+ pierwsza część dnia mija pod znakiem wspinania się bez znajomości – On Sight w pomarańczowym wapieniu to coś pięknego, sama radość ruchów i przyjemnie narastające uczucie zmęczenia w przedramionach. Południe, czas na obiad oraz krótki odpoczynek połączony z przeniesieniem się na po południowe sektory. Trzy wstawki w coś trudniejszego 8a,8a+,8b? Raczej szybkie RP niż oblężnicze patentowanie. Zaczyna zmierzchać, pakujemy sprzęt i przemierzamy malowniczy kanion w kierunku tymczasowego domu. Zmęczeni, głodni lecz szczęśliwi przygotowujemy kolację mającą celebrować ten dzien. Przepis, stworzony podczas drogi powrotnej ze skał, oboje mamy już w głowie. Przez chwilę jedynym rozlegającym się dźwiękiem jest stukot sztućców o dno menażek. Teraz, gdy głód zaspokojony, jest czas na podzielenie się wrażeniami minionego dnia i snucie planów na kolejny. Jest jeszcze chwila, aby przy świetle czołówki poczytać książkę lub pokontemplować nad topo. Zmęczenie jednak bierze górę toteż oboje udajemy się do śpiworów, aby zasnąć i nabrać sil na kolejny dzień w Roderaju.

Zakładając, że wytrzymałość najlepiej jest zrobić w skałach, przedwyjazdowy plan treningowy opierał się głównie na budowaniu siły. Z tego też powodu żyłem w przeświadczeniu, że pierwsze 2 tygodnie w Rodellarze będą dość smutne i nie uda się przejść nic ciekawego. Okazało się jednak, że wytrzymałości nabierałem w tempie ekspresowym i już po paru dniach udało mi się przyzwyczaić do specyfiki tutejszego wspinania, co zaowocowało przejściem: 3 x 8a RP, 3 x 8a+ RP, 10 x 7b OS, 10 x 7b+ OS, 3 x 7c OS oraz przede wszystkim Gladiator 8b RP, Alter Ego 8b RP, a także No Limit 7c+ OS. Reasumując, w trakcie tych 3 jakże intensywnych tygodni udało mi się przejść przeszło 50 dróg w stopniu 7a+ lub wyższym. Tym samym rozwspin uważam za zrobiony, a po 3 tygodniach spędzonych na Weście jestem bardzo zadowolony z wykazu przejść!

Przemek Krauze

fot. Buła

Gracias Fina 8a

Gracias Fina 8a