Nasz wzrok po raz kolejny zwrócił się w stronę królowej Beskidów. Wieści płynące z telewizji czy radia tydzień wcześniej, kazały pójść raczej po rozum do głowy niż na szczyt Diablaka. Jednak szczęśliwi Ci, którzy tydzień później zabrali swoje skitury lub śladówki i postanowili zostawić swój ślad. Szczęśliwie złożyło się, że dzień wcześniej tj. 28 stycznia 2012 roku odbywał się pierwszy skiturowy memoriał im. Edwarda Hudziaka, ale o tym szerzej w kolejnej galerii. Szerokie grono narciarzy i turystów zostało szczodrze obdarowanych przepiękną pogodą, więcej – tak malowniczego weekendu nie było od dawna. Warunki śniegowe jak z podręcznika, niezliczona ilość śnieżnych chochołów, wiatr jakby w niepisanym pakcie złożył broń i od czasu do czasu smagał tylko na grani. Tym razem trasa klasyczna –dechy na nogi i nocą z Markowych do schroniska. O 5 rano na szczyt przez przeł. Bronę. Tym razem uzbroiłem się z okazji memoriału w skitury. Bogdan podjął wyzwanie i stawił czoła Babiej i niedowiarkom na swoich Salomonach 89. Opinie na temat zastosowania nart śladowych w trudnym terenie są różne, nawet skrajnie różne i wydawane często przez osoby ”nie śladowe” . W czasie tych dywagacji ja na szczycie Babiej zapinam wiązania i podziwiam Bogdana oddalającego się w stronę Cyla w telemarkowych wykrokach. A jednak da radę! Owszem zjazd na turach jest czystą poezją, pamiętajmy jednak, aby nie zaszufladkować pewnych pojęć – elastyczność i sztuka kompromisu to atuty narciarstwa i wymiany poglądów. Potem siłą rozpędu na Małego Diablaka i w lewo czerwonym szlakiem na mały odpoczynek w chochołowej scenerii. I tak w kółko przez cały dzień, wyciskamy ile się da z tak pięknej aury.
Bogdan Frączek
autor relacji i zdjęć