Kto nie był niech żałuje. Kto był niech się cieszy. A każdy niech rezerwuje sobie czas na przyszły rok. Aż wstyd mi się przyznać, że to była moja pierwsza wizyta na festiwalu górskim w Lądku. Zawsze jakoś tak stroniłem od tego typu festiwali, ale w tym roku patrząc na wspinaczkową plejadę gwiazd, nie mogłem odpuścić tego wydarzenia. Adam Ondra, Alex Honnold i Patxi Usobiaga to postacie, które od lat pojawiają się w topowych wspinaczkowych newsach z całego świata, w tym roku w Polsce wszyscy oni w jednym miejscu, w Lądku-Zdroju. Trzeba jechać.
Festiwal trwał cztery dni, rozpoczął się w czwartek i skończył w niedzielę, w międzyczasie każdy uczestnik mógł wybierać między przeróżnymi propozycjami. Niestety wydarzenia się ze sobą pokrywały, w związku z czym niemożliwym było uczestniczenie we wszystkich atrakcjach, ale dzięki temu każdy mógł znaleźć coś dla siebie i wybrać repertuar, który najbardziej mu odpowiadał. Poniżej, krótka i subiektywna relacja z wydarzeń, w których brałem udział podczas sobotniej i niedzielnej wizyty na XXII Festiwalu Górskim im. Andrzeja Zawady w Lądku-Zdroju.
Patxi Usobiaga – Bez ograniczeń
Była to pierwsza prelekcja, w której miałem okazję brać udział.
Patxi Usobiaga to gość, którego chyba żadnemu wspinaczkowi nie trzeba przedstawiać, niesamowity człowiek, który przez lata znajdował się na topie zawodów Pucharu Świata, ponadto autor skalnych przejść na poziomie 9a+ i 9a oraz pierwszy pogromca trudności 8c+ OS.
Podczas prelekcji Usobiaga przedstawił swoje życie i sukcesy sprzed wypadku, w skutek którego musiał zakończyć swoją zawodniczą karierę. Rehabilitacja fizyczna i psychiczna, którą przeszedł po wypadku, pozwoliła odnaleźć mu nową drogą w życiu – trenowanie innych zawodników, tak właśnie przyczynił się do pierwszej 9c w historii wspinania. Patxi przez lata uchodził za człowieka, który jest w stanie niezwykle ciężko i efektywnie trenować, to samo przekłada na swoich zawodników, z którymi jest w nieustannym kontakcie online. Zresztą porównując budowę ciała Adama Ondry sprzed kilku lat z dzisiejszą, widać sporą różnicę, na którą nasz gość miał z pewnością główny wpływ. Z mojego punktu widzenia, prelekcja była niezwykle ciekawym i inspirującym przeżyciem, pokazała, jak ciężko jest mimo wszystko zrezygnować ze wspinania na rzecz surfingu oraz fakt, jak szybko w skutek nieprzewidzianych zdarzeń trzeba zmienić swoje podejście do życia.
Piotr Hercog – Hercog Mountain Challenge
Trochę o bieganiu, treningu, zawodach oraz związanym z tym podróżowaniu po całym świecie. Świetna i warta odnotowania prelekcja o tym, jak łączy się uprawianie sportu na wysokim poziomie z pasją do gór i podróży. Podczas prelekcji usłyszeliśmy m.in. o starcie w organizowanym od 2003r. Tenzing Hillary Everest Marathon, który odbywa się co roku w rocznicę pierwszego wejścia na najwyższą górę świata t.j 29 maja. Piotr w tym biegu zajął pierwsze miejsce w kategorii obcokrajowców, co wydawać by się mogło czymś w rodzaju kategorii pocieszenia, jednak Nepalczyków niezwykle trudno pokonać w tym, niesamowicie trudnym ze względu na zawartość tlenu w powietrzu, terenie 🙂 Maraton zaczyna się w BaseCamp’ie pod Mount Everest (5364) i kończy po 42 kilometrach w Namche Bazar (3446m.) – 42km , 2777m pod górę i 4579m w dół. Powodzenia w kolejnych startach!
Zimowe K2 wreszcie w zasięgu Polaków?
Na to pytanie spotkanie z zespołem przygotowującym się do zdobycia K2 zimą niestety nie odpowiedziało. Jestem jednak przekonany, że team, który jedzie na południową ścianę K2, jest w stanie tego dokonać. Z pewnością wszystko będzie jednak zależeć od warunków pogodowych oraz współpracy tych wybitnych himalaistów. Podczas godzinnego spotkania przedstawiony został ogólny zarys wyprawy, skład zespołu oraz ujęcia z filmu przygotowanego z tegorocznej letniej wyprawy na K2 mającej na celu przygotowanie logistyczne do zimy. Uczestnikami letniej wyprawy współpracującej z Andrzejem Bargielem byli m.in. znajdujący się w składzie „zimówki” Janusz Gołąb oraz Dariusz Załuski. Samo spotkanie przekazało nam dużo informacji oraz historii w zdobywaniu K2. Wyprawa rusza już za niespełna trzy miesiące, więc trzymajmy kciuki. #K2dlaPolaków!
W poszukiwaniu Świętego Graala – muzyczne impresje na dziewiczych ścianach
Co to było za spotkanie! Extra. Każdy, kto był na festiwalu w Lądku i nie przyszedł zobaczyć team’u: Nicolas Favresse, Oliver Favresse, Sean Villanueva O’Driscoll powinien żałować. Chłopaki pokazali prawdziwą klasę. Niejeden mógłby się uczyć, w jaki sposób należy przygotować się do prelekcji, jak nawiązać kontakt z publiką i jak w niezwykle ciekawy, inspirujący i zabawny sposób przedstawić wspinanie wielkościanowe oraz czerpanie z życia 100% radości. Tego się chyba jednak nie da nauczyć, to trzeba mieć w sobie. Więc tak, jeżeli czytasz te słowa, a nie byłeś na tym spotkaniu i kiedykolwiek chciałbyś opuścić prelekcję tych mało popularnych ziomeczków – nie rób tego, a film „Coconut Connection” dopisz do listy „must-see”. 100% zabawy, inspiracji i tego, co można nazwać wspinaniem.
Benefis „Gór”
Po spotkaniu z ekipą sympatycznych Belgów opuściłem na chwilę duży namiot, wróciłem mniej więc w połowie Benefisu „Gór”. Była to miła, sympatyczna impreza, ze sporą dawką humoru i wspomnień zakończona tortem i szampanem, którego niestety nie starczyło dla wszystkich 🙂 Co najważniejsze, w takiej szampańskiej i luźnej atmosferze, przystąpiliśmy do dania głównego wieczoru, spotkania z prawdopodobnie najjaśniej świecącą gwiazdą tegorocznego festiwalu górskiego im. Andrzeja Zawady w Lądku Zdroju – Alexem Honnold’em, ale o tym na końcu.
Impreza
Z pewnością była to kulminacja festiwalu. Niektórzy po to tylko tu przyjechali. Podobno koncerty się udały. Podobno Fisz był lepszy niż Grubson. Podobno spodobało się na tyle Patxi’emu, że wrzucił fragmenty koncertu na InstaStory (fakt, że wrzucił, niepewnym jest natomiast, czy mu się tak bardzo podobało). Osobiście imprezę oceniam mocno „In plus” 🙂
„Mama”
Pierwszym niedzielnym wydarzeniem, w którym brałem udział był pokaz premierowego filmu „Mama” o Kindze Ociepce-Grzegulskiej, którego autorem jest Wojtek Kozakiewicz. „Mama” to z pewnością najlepszy film wspinaczkowy jaki w życiu widziałem. Niesamowita historia, pasja, wzloty i upadki, sukcesy i chwile słabości przedstawione w wyjątkowy sposób. Światowa premiera filmu, która miała miejsce w piątek, przyciągnęła liczne grono widzów. Przez całą moją sobotnią przygodę z festiwalem słyszałem same pozytywne opinie o tej produkcji, co bardzo mocno nakręcało mnie na niedzielne widowisko. Co najważniejsze często były to opinie ludzi niezbyt związanych z „Koroniarskim” i „Mamutowym” środowiskiem, którym w filmie poświęcono sporo ujęć. Film z pewnością był szczególnie emocjonujący dla osób związanych z tymi miejscami. Tak czy siak czas, który spędziłem w Kinoteatrze podczas projekcji, był jedną z najpozytywniej spędzonych chwil podczas festiwalu. Jako wspinacz i niegdyś stały bywalec Korony oraz Mamutowej podczas każdej minuty filmu czułem ten niesamowity klimat, który towarzyszy każdemu z tych miejsc. Film, który gorąco mogę polecić każdemu. Film, który każdy wspinacz powinien zobaczyć. Ostatecznie „Mama” została wybrana najlepszym filmem wspinaczkowym XXII Festiwalu Górskiego im. Andrzeja Zawady w Lądku-Zdroju. Gratulacje 🙂
#Yeti40
O wspinaniu, a raczej o tym, jaki wpływ ma wspinanie na całe życie. Marcin Tomaszewski zabrał nas w świat sztuki, bajek i wspinania. Generalnie super prelekcja. Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że świetnie uzupełniła cały ten weekend i podejrzewam, że każdemu z uczestników dała wiele pozytywnych emocji.
Światowa premiera filmu „Everest, un reto sobrehumano”
Ostatni akt spektaklu, w którym miałem okazję uczestniczyć w ten weekend, to światowa premiera filmu i spotkanie z jego głównym bohaterem Alexem Txikonem oraz reżyserem Aitorem Barezem. Film opowiada historię nieudanej wyprawy mającej na celu zimowe wejście na najwyższą górę świata bez użycia dodatkowego tlenu. Podczas wyprawy Baska ewidentnie opuściło szczęście, mimo wszystko walczył i robił wszystko co w jego mocy, aby stanąć zimą na dachu świata. Ostatecznie jednak musiał się poddać i odłożyć zdobycie Everest’u na przyszłe lata. Film świetnie oddaje zmagania Alexa Txikon’a oraz całą otoczkę zdobywania szczytu, podczas projekcji czułem się niemalże uczestnikiem wyprawy. Niektórzy mogą uważać, że obraz jest za długi, a niektóre sceny przeciągnięte, z całą pewnością jest to jednak produkcja godna uwagi dla każdego ciekawego, jak wygląda taka wyprawa od środka.
Alex Honnold – gwiazda festiwalu, miał być hit…
… a był shit. Może to mocne słowa. Może wynikają z tego, że oczekiwałem czegoś więcej po gościu, dla którego w sumie przyjechałem na ten festiwal. Fakt jest jednak taki, że było to moim zdaniem najsłabsze spotkanie, w jakim miałem okazję uczestniczyć w ten weekend. Zaczęło się świetnym wystąpieniem szefa festiwalu – Macieja Sokołowskiego o tym, jak ciężko było sprowadzić Alexa do Lądka i o tym, jak to się okazało, że Alex Honnold ma polskie korzenie. Kupę pracy, naprawdę szacun za te wszystkie wycinki z gazet i pracę jakiej wymagało znalezienie wszystkich materiałów. Atmosfera zrobiła się gorąca. Z mojego punktu widzenia spotkanie z Alexem było jednak po prostu zwykłe. Bez większych emocji opowiedział o tym, jak się zaczął wspinać, potem pokrótce przedstawił swoją historię solowania i zaczął opowiadać o swoim topowym przejściu solo 33-wyciągów Freeridera cenionego na 5.12d. Spokojnie opowiedział o pracy nad jednym z najtrudniejszych przejść skalnych w dotychczasowej historii wspinania. Jak dla mnie prelekcja była pozbawiona większych emocji, była także stosunkowo krótka i pewnie zakończyłaby się po 30min gdyby nie fakt, że Adaś Pustelnik musiał ją tłumaczyć (swoją drogą jak zwykle świetna robota!). Po zakończeniu prezentacji przyszedł czas na pytania, las rąk pojawił się niczym drzewa w filmie Marka Koterskiego – „Nic śmiesznego”. Ciężko jednak stwierdzić, czy Alex odpowiedział chociaż na połowę z nich. Właściwie to już przy drugim lub trzecim pytaniu Alex powiedział coś, co można było uznać jako niechęć do odpowiadania na resztę pytań. Chwilkę później powtórzył to przy pytaniu o cruxa na Freerider’ze. Kolejne słowa Alexa o imprezie Adam skwitował słowami: „… że chyba powinniśmy powoli kończyć”. Szkoda, ponieważ wydaje mi się, że liczba osób zainteresowanych zadaniem pytania nadal była pokaźna. Może jednak spotkanie nie było takie złe, a ja jestem po prostu zawiedzionym malkontentem 🙂 Nie wiem, z pewnością jednak jestem rozczarowany i drugi raz mając inny wybór nie wybrałbym się na spotkanie z Alexem Honnoldem.
Podsumowanie.
Cały festiwalowy weekend, w którym brałem udział, oceniam na solidne 9a+. Prawie każde ze spotkań dało mi ogromną dawkę pozytywnych emocji, a wybrany przeze mnie repertuar idealnie ułożył się w pewną niepowtarzalną całość. Gratulacje dla całej ekipy, która poświęciła dużo energii i pracy, aby tegoroczny Festiwal był niezapomniany. Do zobaczenia za rok.
PS. Sorry za jakoś zdjęć…