Z takimi oto słowami na ustach otwierałem tegoroczny sezon skalny, co prawda dość późno ponieważ pierwszy wypad w skały miał miejsce dopiero w połowie marca. Na cel swych pierwszych wyjazdów obrałem dolinki podkrakowskie, południowa wystawa, lekki wietrzyk, biały wapień i aż chce się żyć. Mimo, że pierwsze trudniejsze drogi nie były trafione, zamiast wykazać się wypracowanym przez zimę stalowym przyblokiem należało użyć stalowej łydki, w szybkim tempie prowadzę Skalne sztafety VI.5 oraz drogę Golumek Konfucjusz Kurt VI.5. Skoro rozwspin zrobiony to pora brać się za coś trudniejszego wybór pada na pobliską Dupę Słonia a konkretniej Murarz II – Decydujące starcie VI.5+/6. Ta droga była moją nemezis już od zeszłego sezonu gdyż wymaga ona szybkości oraz dynamiki, czyli bolączki mojego wspinania. Główne trudności to nieco campusowe ruchy po nie najlepszych chwytach w przewieszeniu ze swoistą wisienką na torcie czyli strzałem do dobrej półki. Następnie już tylko siłowe przewinięcie się przez okap i wpinka do stanowiska. Walka ze swymi słabościami zwieńczona sukcesem. Takie przejścia cieszą najbardziej ;]
Rozwspinanie w Ceredo
Święta, święta i po… jechałem do Ceredo, miał być stary i sprawdzony Osp a wyszedł 5 dniowy wyjazd do Włoch w nieznany mi wcześniej rejon. I jak to zwykle z wyjazdami eksploracyjnymi bywa, było świetnie! Długi, przewieszony mur z tufami, tak westowo i tak blisko. Osobiście byłem tym rejonem zachwycony, drogi po których dane mi było się wspinać były naprawdę ładne i poza solidną garścią łatwiejszych dróg przeszedłem również klasyk rejonu, czyli Wonderwall 8a oraz Scontro finale 8a+. Ceredo zdecydowanie polecam każdemu, a przede wszystkim tym znudzonym już corocznymi odwiedzinami słoweńskiej mekki wspinaczkowej.
Labak, czyli nauka wspinania na nowo
Powrót do Polski i znów na Dupę. Tyle, że tym razem biskupa, Dupa biskupa VI.5 bo o tej drodze mowa, pada szybko jak na drogę o tej klasie bo już w 3 próbie, kolejny jurajski klasyk do kolekcji. Do kajetu wpisuję też nieco mniej znany filar o nazwie Nie dla Peca ta kieca VI.5/5+. Eksploracje jury północnej przerywa jednak wyjazd. Plan obejmował coroczny standard majówkowy czyli Frankenjure jednak idąc za ciosem decyduję się na kolejny wyjazd w nieznane. Tym razem w czeskie piachy, a dokładniej do Labaku. Ciężko jest słowami oddać to co się tam przeżyło. Był to mój pierwszy kontakt z piaskowcem oraz czeską szkołą wspinania i obijania dróg. Podobno jest to najbardziej sportowy rejon w Czechach, a i tak podejścia pod pierwsze przeloty i odległości między kolejnymi dają do myślenia. Nie byłem jeszcze na wyjeździe na którym asekuracja była tak ważnym elementem wspinaczkowej codzienności. Każda z pokonanych dróg niosła ze sobą kolejną lekcję poruszania się po skale i np. osadzania węzełków. Jeśli zaś chodzi o samo wspinanie… to naprawdę jest ono najwyższych ( i najdłuższych ;] ) lotów. Krawądki, oblaki, tarciowe stopnie, kanty, balans ciałem, ściski – wspinanie bardzo wymagające i satysfakcjonujące, jednym słowem piękne. Jadąc do Labaku wiedziałem, że za ten wyjazd punktów na 8a.nu nie będzie, tutaj zdecydowanie człowiek skupia się na wspinaniu a takie kwestie jak wyceny schodzą na odległy plan, każda droga to niezapomniana przygoda i nawet te łatwiejsze propozycje na długo pozostają w pamięci. Jednak aby ścisłości stało się zadość moje trudniejsze przejścia to Guma guar Xa RP, Vyšší princip Xa RP oraz pomimo iż po przeliczeniu na skalę francuską tak nie jest to pod względem mentalnym najtrudniejszy do tej pory OS w moim wykonaniu czyli První Vráska IXc. Jedno jednak jest pewne, takiej przygody się nie zapomina i w czeskie piachy z pewnością jeszcze powrócę.
Przemek Krauze
fot. Buła / Artur Pietracha