Każdy wyjazd zaczyna się tak samo: postanowienie wyjazdu, dobór ekipy, a następnie nerwowe zerkanie na pogodę, która rzadko kiedy ma być sprzyjająca. Nie inaczej było tym razem, na pięć dni, które mamy spędzić w okolicy Pottensteinu, zapowiadają trzy dni opadów 🙂 Na szczęście nie ulegliśmy pokusie, aby cokolwiek zmieniać! Przelotne deszcze jedynie chwilowo moczyły końcówki przewieszonych dróg, dzięki czemu mogliśmy się cieszyć czterema intensywnymi dniami wspinania.
W podróż wyruszamy ok. 22, gdy tylko Adi kończy swój dyżur na Poziomie, następnie jedziemy po Michała i tylko 692 km dzieli nas od najlepszego wspinania na świecie! Zakładając zmęczenie podróżą, plan na pierwszy dzień zakładał lekki rozwspin, niestety przelotne aczkolwiek intensywne opady zweryfikowały plany – trzeba się było przenieść na bardziej przewieszone fragmenty Marientalera. Podczas rozgrzewki rozwieszam ekspresy na Kraftfeld’zie ( 9+ ) oraz Saftfeldz’ie ( 9- ). Kraftfeld’a robię w trzeciej próbie, chwilkę przed zamoknięciem topowych chwytów, które zmusiły Adiego do odłożenia przejścia swojej pierwszej dziewiątki minus na następny dzień. Korzystając z pobytu na Marientalerze oraz chwilowego okna pogodowego, wstawiam się w przepiękną linię Leftfield ( 9+/10- ) oferującą krótką (4 wpinki), ale bardzo przyjemną wspinaczkę po mniejszych obłych chwytach. W pierwszej próbie wykonuję wszystkie ruchy, w międzyczasie kolejny przelotny opad zwiększa wilgotność powietrza, próba, która miała być jedynie dograniem patentów, kończy się na wilgotnych chwytach w bliskiej okolicy zjazdowca. Droga pada chwilę później po delikatnym przedłużeniu ostatniej wpinki, którą wykonuję z suchych aczkolwiek mniejszych chwytów, zamiast dużej mokrej klamy nad zjazdem 🙂 Kolejny dzień wita nas deszczem, sceptyczni wobec panujących warunków udajemy się pod Marientaler, o dziwo skałka jest turbo sucha! Po chwili Adi przechodzi Saftfelda, ja natomiast 4 razy spadam z końcówki wytrzymałościowego Stromline ( 9 ). Na koniec dnia wstawiam się kontrolnie w pobliski klasyk – Osho ( 9+/10- ), udaje mi się zrobić wszystkie ruchy, z nadzieją patrzę zatem na resta i nadchodzące po nim dni.
Resta standardowo zaczynamy od wizyty w pobliskim sklepie, następnie basen i krótki spacer po Pottenstein’ie oraz okolicznych terenach. Michał bierze aparat w swoje ręce i wykorzystując sprzyjającą pogodę, przelewa swój talent na matrycę Nikona 🙂 Zdjęcia jego autorstwa zobaczyć możecie w poniższej galerii. Wieczór spędzamy w wiatce koło Terminatora, sącząc wyborne niemieckie piwo oraz grając w „Chińczyka” 🙂 Emocję sięgają zenitu – ostatecznie po siedmiu wyczerpujących pojedynkach mistrzem „ Chińczyka” zostaje Michał, pokonując nas w stosunku 3-2-2.
Po reście uderzam w Osho, czuję się dobrze i wiem, że przejście jest kwestią czasu – dobrze by było zrobić drogę jak najszybciej i mieć trochę więcej czasu w innym sektorze. W odróżnieniu do standardowego dnia przeprowadzam zatem rozbudowaną i intensywną rozgrzewkę tak, aby pierwsza próba była czymś więcej niż tylko wykonaniem poszczególnych ruchów. Ze zdziwieniem i dużą łatwością przechodzę początkową wymagającą sekwencję, zimne palce dają jednak o sobie znać, gdy w drugiej części z dużym trudem wykonuję łatwiejsze przechwyty. Na szczęście chwilę później ledwo łapiąc oddech, wpinam się do zjazdu 🙂
Resztę czasu na Frankejurze planujemy przeznaczyć na popularny sektor Andeltodrom. W trzeciej próbie robię drogę Hakuna Matata ( 9 ) i od razu próbuję połączyć crux Hakuny z pokonanym kilka lat temu Jumanji ( 9- ), gdy trzeci raz spadam na ostatnim ruchu postanawiam odpocząć i spróbować swoich sił w ostatnim dniu. Plan był prosty ostatniego dnia robię Esoteric & Porno ( 9+ ) natomiast Michał z Adrianem Jumanji ( 9- ). Niestety, zmęczenie wyjazdem daje się we znaki – próby były bardzo dobre, brakowało jednak „kropki nad i”. Najbliżej sukcesu był z pewnością Adi, który spadł „tam gdzie już się spaść nie da”. Mimo braku pełnego sukcesu do Polski wracamy zadowoleni. W ciągu pięciu dni na Franken chłopaki potwierdzili plotki o jednym z najlepszych rejonów świata, ja natomiast utwierdziłem się w przekonaniu, że jak mam się wspinać z liną to najlepiej na Franken 🙂
Maciek Smolnik
Ciekawsze przejścia:
Maciek:
Osho 9+/10- (8a) RP
Leftfield 9+/10- (8a) RP
Kraftfeld 9+ (7c+) RP
Adi:
Saftfeld 9-/9 (7b+) RP
Opa Falkenstein 8- (6c+) OS
Hatari 8- (6c+) FL
Daktari 8 (7a) FL
Michał:
Hatari 6c+ FL
Mugamba 6b+ OS
Daktari 8 (7a) RP (2nd go)
Poniżej sporo świetnych zdjęć autorstwa Michała Oborzyńskiego 🙂 Enjoy!