X

Szwajcaria – Ticino – Brione

Od momentu gdy było pewne, że Rambo dostanie pracę w Ticino, kwestia wiosennego wyjazdu do Szwajcarii była przesądzona. Dość sprawnie udało nam  się skompletować skład oraz ustalić graniczne daty wyjazdu, dzięki czemu z dużą niecierpliwością wyczekiwaliśmy pierwszych dni wspinaczkowych. Wyjechaliśmy w piątek tak, aby cały weekend móc spędzić w skałach z naszymi gospodarzami. Po 14 godzinach podróży rodzina Jelonków przywitała nas w tradycyjny słowiański sposób. Rodzaje zaproponowanych alkoholi przerosły nasze oczekiwania 🙂 na początek wypiliśmy tradycyjną włoską przystawkę, popiliśmy lampką wina i poszliśmy grzecznie spać, aby być w pełni sił na weekendowe wspinanie w Brione.

W drodze do Brione fot. (Maciek Smolnik)

Pierwszy dzień wyjazdu

Wstajemy, słońce świeci, jest trochę za ciepło (150!) jemy leniwie śniadanie, pakujemy plecaki i kierujemy się w stronę środków transportu.  Ponieważ nie tylko zdaniem Ramba jego duży czarny crashpad na tylnym siedzeniu przypomina owinięte zwłoki, a dwa auta (w tym jeden dostawczy) na polskich blachach poruszające się jeden za drugim z dozwoloną prędkością autostradą z Como w kierunku Bellinzony są wyjątkowo podejrzane, po chwili zostajemy zatrzymani przez patrol drogowy. Rutynowa kontrola trwa kilka minut, po czym nadal niezwykle napięci na skałkę wracamy do podróży. Wspinanie zaczynamy od rozgrzewki w okolicy jednej z najpopularniejszych 8A w Brione – Marilyn Monroe. Dzień mija nam na szwendaniu się między głazami oraz próbowaniu różnych propozycji. Piszącemu te słowa udaje się zrobić po kilku próbach Pamplemousse 8A, natomiast Rambo spada po trudnościach General Disarray 8B. Wieczór spędzamy standartowo jak na wspinaczkowe wyjazdy – przy winku, tym razem temat rozmów jest dość poważny, ponieważ dotyczy warunków życia na granicy włosko-szwajcarskiej 🙂

Maciek Smolnik podczas przejścia boulderu Pamplemousse 8A (fot. Daria Brylova)

Kolejne dni wspinania

W następnych dniach przemierzamy kolejne metry w pionie i poziomie z tymi dziwnymi materacami na plecach. Czasem uda się nawet na coś wejść, częściej jednak zaliczyć miękkie lądowanie. Czasem zupełnie bez pomysłu i wiary trzeba odpuścić, zanim na poważnie zrobi się kilka wstawek. Nic nowego, tak to zwykle bywa w tym boulderingu.  Przejścia jednak powoli padają: Daszka robi Pamplemousse (swoje pierwsze 8A) i wymagającego Atlantisa (7C), Kalcik trzy 8A w ciągu jednego dnia (Pamplemousse, Frogger, Fake Pamplemousse), Rambo dwie (Special Edition, Apollo), natomiast piszący te słowa wyrównuje rachunki z ostatniego wyjazdu z delikatnie parametrycznym 9th Power (7C+). Wieczorami gramy w Osadników oraz gotujemy, w resty odwiedzamy pobliskie Lugano oraz Como.

Maciek Smolnik podczas przejścia boulderu 9th Power 7C+ (fot. Daria Brylova)

Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy…

Dwa ostatnie dni miały prosty target -pierwszego dnia jedziemy do Chironico, drugiego rozprawiamy się z zaległościami w Brione i wracamy do Polski. Niestety moje plany pokrzyżowało zatrucie, które ograniczyło wspinanie do kilku wstawek w ostatni dzień wyjazdu. W Chironico zaszalał Rambuś, który rozprawił się z zaległością, jaką był dla niego Freak Brothers 8A, Kalcik  też był całkiem blisko. Ostatni dzień wspinania spędziliśmy w Brione, nad rzeczką pada przyjemny Bach Block 7C (Daria i Smoła) natomiast Kalcik rozprawia się z Marilyn 8A. Na górze Kalcik robi Ponk’a czyli piątą 8A (!!!) na wyjeździe, natomiast Daria jego łatwiejszą wersję ze stania. Tego dnia po raz pierwszy chyba pakujemy się przed zmrokiem 🙂 Na koniec zawsze pisze się, że wszyscy wróciliśmy szczęśliwie do Polski z nadzieją na szybki powrót w skałkę. Prawda?

Maciek Smolnik

Zestaw przejść:

Maciek Smolnik (weld.pl,Millet)
Pamplemousse 8A
9th Power 7C+
Bach Bloc 7C

Maciek Kalita (weld.pl,Millet)
Pamplemousse 8A
Frogger 8A
Fake Pamplemousse 8A
Ponk 8A
Marilyn Monroe 8A

Daria Brylova
Pamplemousse 8A
Atlantis 7C
Bach Bloc 7C

Paweł “Rambo” Jelonek
Special Edition 8A
Apollo 8A
Freak Brother 8A

ten post był modyfikowany 9 kwietnia 2020 16:32

Maciek Smolnik: Z górami i skałami miałem kontakt od najmłodszych lat. Jako dziecko często odwiedzałem góry w celu jazdy na nartach. Po kilku latach pojawiły się wakacyjne wyjazdy w skały. Od kilku sezonów umiejetności zdobyte podczas jazdy po stoku, staram się także wykorzystać w jeździe pozatrasowej. Treningi zacząłem w roku 2005, gdy po wyjeździe do Chamonix złapałem bakcyla na wspinanie sportowe. Na początku września rozpocząłem treningi na niewielkiej, prywatnej ścianie wspinaczkowej w Dąbrowie Górniczej. Od tego czasu staram się systematycznie trenować na ścianie, a latem możliwie często odwiedzać skały. Ze względu na bliskość jestem częstym bywalcem Jury Krakowsko - Częstochowskiej, gdzie udało mi się pokonać wiele ciekawych dróg. Kilkakrotnie odwiedziłem także zagraniczne rejony wspinaczkowe m.in. Frankenjurę, Arco, Zillertal, wyspę Hvar oraz Gorges du Tarn. Moim ulubionym rejonem wspinaczkowym jest zdecydowanie Frankenjura. Każdy pobyt na Franken związany jest z odwiedzeniem fantastycznych skał oraz mile spędzonym czasem przy wyśmienitym piwku ze znajomymi . Charakter wspinania tego rejonu już od pierwszego pobytu niezwykle przypadł mi do gustu. Jeżeli chodzi o naszą Jurę to zazwyczaj nie wybrzydzam co do wyboru rejonu. Moim zdaniem jednak najlepsze skały Jury znajdują się na Jurze Północnej. Moja aktywność wspinaczkowa nie ogranicza się jedynie do wspinania z liną. Od kilku lat jestem ogromnym entuzjastą bulderingu. Podczas swojej kariery wspinaczkowej udało mi się odwiedzić wiele rejonów m.in. Brione, Chironico, Zillertal, Silvretta, Bor oraz Ostas.

Ta strona używa cookies