Wyprawa PZA na Broad Peak – akcja górska rozpoczęta.
Po dotarciu do bazy w dniu 23 stycznia już dwa dni pózniej rozpoczęto akcję górską. Prognozy pogody są wyjatkowo korzystne aż do 5 lutego. Jest przejrzyście i do 7000 m prawie nie ma wiatru.Takiej okazji nie można przepuścić – bo tak jak w innych dyscyplinach tak i w himalaizmie zimowym niewykorzystane okazje bardzo się mszczą. Pierwszy dzień po dotarciu do bazy musiał wystarczyć na jej budowę i zagospodarowanie. Już w dniu następnym 25 stycznia w kierunku obozu I wyruszył zespół w składzie: Adam Bielecki, Tomasz Kowalski i Amin Ullah Baig. Osiągnęli wysokość ok. 5400m, ubezpieczając drogę linami poręczowymi, po czym wrócili do bazy.
26 stycznia akcję powinien kontynuować zespół: Wielicki, Berbeka, Shaheen. Niestety z powodu na przeziębienie Krzyśka Wielickiego i Shaheena Baiga plan trzeba było zmienić. W bazie zatrzymano przewodnika Karima Hayyata i po wyposażeniu w niezbędny sprzęt włączono go do akcji górskiej. Tak więc ilość wspinaczy na wyprawie zwiekszyła się z 7 do 8.
W dniu dzisiejszym zespół: Maciej Berbeka i Karim Hayyat poręczowali dalszą część drogi – niestety obozu I nie udało im się osiągnąć, zawrócili ok. 150m od jego miejsca.
Założono Obóz I!
W dn. 27.01.2013 zespół w składzie: Artur Małek, Tomasz Kowalski, Shaheen Baig, Amin Ullah Baig, osiągnął wysokość 5600 m, gdzie założył obóz I.
Po wykonaniu platformy i rozstawieniu namiotu Shaheen i Amin rozpoczęli zejście do bazy, a Tomek i Artur spędzą noc w obozie. 28 stycznia zejdą i oni do bazy, skąd z kolei do obozu I wyruszy następny zespół w składzie: Adam Bielecki i Maciej Berbeka.
Ich zadaniem będzie poręczowanie drogi powyżej obozu – w kierunku obozu II.
Krzysztof Wielicki leczy przeziębienie w bazie i nie uczestniczy na razie w akcji górskiej.
W kierunku obozu II
Noc z 27-28 stycznia zespół Małek-Kowalski spędził w I obozie. Po przebudzenie dwóch himalaistów wyszło w kierunku obozu II z zamiarem rozpoczęcia poręczowania drogi do II-ki. Artur z Tomkiem po rozwieszeniu 450m lin poręczowych do wysokości 5900 m. n.p.m. rozpoczęli odwrót w kierunku bazy.
Po drodze minęli, wspinający się z bazy do obozu I ,zespół Berbeka-Bielecki, którego celem było założenie dnia 29.01 II obozu na wysokości 6200m. n.p.m.
Niestety po noclegu w obozie I Adam Bielecki i Maciej Berbeka musieli zmienić plany. Ze względu na bardzo silną infekcję żołądka Adama nie podjęto próby założenia obozu II. Obaj wspinacze zeszli do bazy. Natomiast zgodnie z planem do obozu I doszli z bazy Krzysztof Wielicki oraz trzej pakistańscy wspinacze Amin, Shaheen i Karim. Krzysztof wraz Karim spędzą noc w obozie I , natomiast Shaheen i Amin po złożeniu pakunków – głównie lin – rozpoczęli powrót do bazy.
Obóz II stoi na wysokości 6200 m n.p.m.
30.01 Amin Ullah Baig i Shaheen Baig wyszli wcześnie rano z bazy „na lekko” i szybkim marszem doszli po 4 godzinach do obozu I skąd wzięli liny poręczowe i ruszyli dalej do góry. Po osiągnięciu końca lin na 5900 m zaczęli rozwieszać kolejne poręczówki i dociągnęli je aż do miejsca obozu II na 6200 m.
Po zostawieniu depozytu zaczęli schodzić do bazy. O 12.00 czasu polskiego byli jeszcze w trakcie zejścia. Wszyscy pozostali uczestnicy – w tym kierownik i Karim – są w bazie. Plany na jutro 31.01 nie zostały postanowione ale należy się spodziewać wyjścia do obozu II co najmniej Artura Małka i Tomka Kowalskiego.
Tomasz Kowalski i Artur Małek dotarli do obozu II
31.01 Tomasz Kowalski i Artur Małek po ok. 9 godzinach wspinaczki z bazy dotarli do obozu II na 6200 m i spędzą tu noc. 1.02 powinni oni rozpocząć rozwieszanie lin poręczowych w kierunku obozu III ale są informacje od wyprawy, że raczej zajmą się podniesiem namiotu wyżej bo teraz stoi on na zbyt małej platformie.
1.02 z bazy do obozu II wyruszą Adam Bielecki i Maciej Berbeka.
Wszyscy ponownie w bazie.
W dniu 3.02 po nocy w obozie II pakistańczycy Amin i Karim donieśli liny do końca poręczówek na 6550 m po czym z/w na wiatr rozpoczęli odwrót do bazy. Shaheen z/w na złe samopoczucie rozpoczął odwrót już z obozu II. Towarzyszył mu kierownik Krzysztof Wielicki. Bazę osiągnięto po południu. Tak więc wszyscy uczestnicy wyprawy są w bazie. Warunki się pogorszyły. Na 4. i 5. lutego zapowiadany jest silny wiatr do 80 km/h już na 6500 m. Należy się spodziewać dwudniowej przerwy w akcji górskiej.
30 stycznia ruszamy z Arturem w celu założenia komfortowego campu 2. Jest bardzo zimno co skutecznie spowalnia nasza akcje. Po 4h osiągamy camp 1 i robimy godzinę restu. Plecaki mamy dosyć ciężkie. Ubrania i sprzęt osobisty, jedzenie na 2 dni, śpiwory puchowe, gazy, menażki itp. Do tego 5,5 kg duży namiot „jetstream” który ma stanąć na wysokości 6300m. Po drodze dokładamy sobie szable śnieżne, śruby i sprzęt który napotykamy po drodze.
Powyżej camp 1 teren robi się bardziej stromy, kilka wyciągów lodowych wymaga więcej skupienia. Mijamy ostatnie miejsce do którego dotarliśmy podczas poprzedniego wyjścia. Dalej używamy poręczówek, które rozłożyli nasi przyjaciele z Pakistanu. Po 3h docieramy do „komercyjnego” campu 2. Jest on o 200m niżej od naszego zamierzonego obozowiska. Postanawiamy, że rozbijemy się tutaj, bo zapada zmierzch, a wraz z nim następuje dodatkowy spadek temperatury. Namiot rozkładamy na małej platformie, niestety jego część zwisa z uskoku. Dla bezpieczeństwa całą konstrukcję przymocowujemy do śruby lodowej, dzięki temu w przypadku większego wiatru nie powinno nas zwiać ;). Noc przebiega bez ekscesów.
Rano wychodzimy niespiesznie wraz z pojawiającym się słońcem. Doładowani dodatkowym depozytem osiągamy w końcu podstawę turni na 6300m gdzie ma stanąć obóz 2. Z daleka wydawała się na kilkudziesięciometrową skałę, w rzeczywistości to 10m obelisk. Widać, że w tym miejscu rozkładało się wiele ekspedycji. Przygotowanie platformy, czyli wykopanie poprzednich kilku namiotów, wyrównanie terenu i odkrycie kilku „skarbów” zajmuje nam ponad 2 godziny. Namiot wzmacniamy na wszystkie możliwe sposoby, przymocowując go do starych haków i szabli śnieżnych. Dokładamy też krótką poręczówkę, żeby trawers dojściowy był bezpieczniejszy.
Resztę dnia gotujemy i jemy, czekając na Maćka i Adama , którzy rano wyszli do góry. Docierają do nas zaraz przed zapadnięciem zmierzchu. Adam w lekkim stanie hipotermii, bo postanowił dojść do obozu prawie w samej bieliźnie Namiot mieści naszą czwórkę, ale ostry wiatr przez całą noc skutecznie utrudnia spanie. Ostatecznie Artur śpi jak kamień, Maciek spał jednym okiem i jedną nogą, Adam czekał na atak szczytowy, a ja miałem wizję Kazimierza Głazka, której nie potrafię do końca wytłumaczyć…
Rano długo mobilizujemy się do wyjścia. Ja z Arturem idziemy przodem i zużywamy ok. 250m lin, łącząc kawałki starych i nowych poręczówek. Artur prowadzi ostatnie trudności powyżej camp 2. Chłopaki za nami idą obładowani sprzętem biwakowym do założenia „trójki”. Razem docieramy do śnieżnej grani na ok. 6600. Postanawiamy w tym miejscu zostawić cały depozyt i szybko ruszamy po poręczach w dół. Blisko camp 1 spotykamy Krzyśka, Karima oraz Shaheena i Amina którzy planują spędzić noc w dwójce. Ekspresowo po 3,5h meldujemy się w base campie.
A tu czeka na nas lunch, herbata i ciepła messa. Czas na zasłużony rest…
Tomasz Kowalski
Skończyło się rumakowanie – Tomek Kowalski pisze o sprzęcie.
Wyprawa osiągnęła wysokość 6550 m i „żarty” się skończyły, z każdym następnym metrem robi się już coraz bardziej bojowo. Skończył się też okres „bezwietrznej” pogody. Co najmniej dwa dni uczestnicy posiedzą w bazie a potem podejmą zapewne próbę założenia obozu III na 7000 m. Zapowiadane na 7 lutego okno wiatrowe na 8000 m – – im bliżej tej daty – tym mniej staje się prawdopodobne – prognoza z każdym dniem się pogarsza. Czyli jak to zimą w Karakorum – standard. Pierwszy napad nudy Tomek poświecił na notatkę o sprzęcie i żywności:
Kilka szczegółów sprzętowych, które stosujemy. Gotujemy w większości na maszynkach MSR reactor, które dobrze sprawdzają się na wysokości. Są szybkie i wydajne. Żeby przyspieszyć gotowanie zbieramy lód (w przeciwieństwie do śniegu, jest dużo wydajniejszy), a butle gazową podgrzewamy. Patent Artura polega na włożeniu butli do menażki z gorąca wodą. Oczywiście namiot musi być dobrze wentylowany, w przeciwnym razie można nigdy z niego nie wyjść. Jemy standardowe „górskie żarcie”. Zachwalane przeze mnie liofilizaty na razie się nie sprawdzają ;), za to zupka chińska (makaron instant) + gorący kubek + ser topiony + kabanos to prawdziwy rarytas. Rano dodajemy sobie energii dzięki szybkowchłanialnym odżywkom Peronin , coś jak wysoko energetyczny budyń. Kierownik wprowadził całkowity zakaz wyjadania zapasów ze spiżarni (mięso, sery, słodycze itp.) podczas pobytu w bazie. Stosujemy się do niego w 100% kiedy leader jest razem z nami 😉 a jak go nie ma … – tylko mu nie mówcie.
Na razie nie jest „ekstremalnie” zimno dlatego nie zakładamy jeszcze kombinezonów puchowych. Orlenowskie primalofty plus bielizna power streachowa sprawdzają się na razie do 6500 m dopóki jesteśmy w ruchu. Niestety dwie kurtki przepadły już w otchłani przepaści Broad Peaka ;). Stopy nie marzną dzięki kilku patentom. Mamy spore zapasy ogrzewaczy chemicznych oraz dodatkowo każdy uczestnik posiada wkładki ogrzewane elektrycznie. Przed wyjściem i po dojściu do namiotu dbamy żeby skarpetki oraz botki wewnętrzne były zupełnie suche.
W przypływie nudy napisał
Tomek Kowalski
Wznowiamy akcję górską.
Dziś wiatr ma osłabnąć. Dano wiarę prognozie pogody na słowo. Bazę opuścił 3 osobowy zespół z zamiarem dojścia do obozu II w dniu dzisiejszym i ubezpieczaniem drogi linami do obozu III jutro. W skład zespołu wchodzą: Artur Małek, Tomasz Kowalski, Amin Ullah Baig.
6-9.02 – Historia ostatnich dni
To nie była dobra wiadomość gdy Amin machając rękami z miejsca obozu 2 do podchodzących Artura i Tomka dawał do zrozumienia, że z obozu 2 nic nie pozostało. Decyzja mogła być tylko jedna, zespół schodzi do obozu I gdyż jest już późno. Trzeba natychmiast odbudować naszą pozycję. Rankiem następnego dnia znów Artur i Tomek wychodzą z namiotem i sprzętem biwakowym by założyć obóz. Jednocześnie z bazy wychodzą Adam, Maciek i Shaheen z całym sprzętem biwakowym i kolejnym namiotem, dołączają do kolegów w obozie 2. Mamy więc odbudowany obóz 2 i to w postaci 2 namiotów. Nasze szczęście, że depozyt pozostawiony 300 metrów na obozem 2 przetrwał nawałnicę.
Zespól w obozie 2 jest bardzo zdeterminowany i następnego dnia wykorzystując drugi i ostatni dzień okna pogodowego poręczuje kolejne metry w kierunku obozu 3 i w godzinach popołudniowych stawia 2 namioty na tzw. miejscu koreańskim na wys. ok. 7000 m. Tego samego dnia Amin, Karim i ja podciągamy zaopatrzenie i butle tlenowe na wypadek chorób do obozu 2 gdzie też spędzamy noc.
Wieczorem niestety trochę wcześniej niż przewidywała prognoza zaczyna mocniej wiać. W obozie 2 trzymamy namiot by nie odlecieć więc wyobrażamy sobie co się dzieje „piętro” wyżej.
W zaistniałej sytuacji zamiast planowanego wcześniej wyjścia z depozytem ponad obóz 3 i naszego ruchu do obozu 3 decyzja jest jedna, wycofujemy się. Najpierw jednak zostają spakowane obozy 3 oraz 2, zabezpieczone, umocowane do poręczy by nie popełnić już kolejnych błędów.
9 lutego wszyscy wracamy w zadymce do bazy świadomi, że mamy znów obóz 2 oraz obóz 3 jako bardzo ważny przyczółek do postawienia mini obozu 4 na wys. ok. 7500-7600, co może okazać się kluczem do ataku szczytowego. Tymczasem razem w bazie regenerujemy siły, ostrzymy raki i i czekamy na nowe prognozy oby bez jet streamu a co najmniej z 2-3 dniowym oknem pogodowym, wtedy będzie dobrze.
Z bazy zimowej pod Broad Peakiem
Krzysztof Wielicki
Znowu wszyscy w bazie
Po założeniu obozu III na wys. 7000 m i noclegu w nim z 8. na 9. lutego Adam, Artur, Maciej, Tomek wrócili do bazy. Podobnie do bazy wrócili Krzysztof i Karim, którzy spali w obozie II. Na wysokości panuje zadymka i wiatr o sile ok. 50 km/h, brak widoczności.
Wyprawa wkracza w najtrudniejszą fazę – wyczekiwania na okno wiatrowe, które dawałoby szansę zaatakowania szczytu. Uczestnicy posiadają już niezbędną aklimatyzację, droga jest ubezpieczona – można atakować.
Najbliższe dni zejdą na wnikliwych analizach prognoz pogody i wypatrywaniu nadziei w wykresach, mapach i mailach od kolejnych ośrodków meteorologicznych.
Jeżeli pogoda zdecydowanie nie da szans na atak szczytowy w lutym to nie wykluczone, że uczestnicy zdecydują się przed właściwym marcowym atakiem założyć jeszcze w lutym obóz IV na 7600 m i dodatkowo przgotować drogę (trasery) na odcinku powyżej 7000 m.
6-9.02 na zimowej wyprawie PZA na Broad Peak – Relacjonuje Tomek Kowalski
Po kilku dniach restu, w czasie których zima karakorumska pogroziła nam palcem i zwiała namioty sanitarne, ruszamy do góry. Ma to być ostatnie przed atakiem szczytowym wyjście w góry. Plan prosty: noc w dwójce, potem kolejny dzień i przeniesienie depozytu z pomocą Amina do trójki, noc na 7000, krótkie wyjście do góry i powrót do basecampu. 6. lutego z Arturem i Aminem ruszamy żwawo do dwójki. Bierzemy ze sobą kombinezony puchowe, dodatkowe łapawice i kilka rzeczy, które chcemy zdeponować w dwójce na przyszły atak. Jest zimno, z góry sypią się pyłówki, także tempo mamy dalekie od ideału. Amin jest przed nami pół godziny i dochodzi pierwszy na miejsce obozu drugiego. Ja docieram do Artura, który czeka poniżej ostatniego podejścia. Wyszliśmy dosyć późno z bazy i teraz słońce chowa się już za granią. Nasze marzenia o szybkim wskoczeniu do śpiworów niestety szybko pryskają. Okazuje się, że wiatr całkowicie zniszczył camp 2. Nie ma namiotu, śpiworów, karimat, jedzenia, maszynek. Zachowała się składana łyżka i 200g cukru w plastikowej torebce. Na sznurku wisi również niezniszczalny papier toaletowy. Poza tym kompletne NIC. Nawet starą koreańską poręczówkę wywiało gdzieś za grań.
Szybka wymiana zdań z bazą co robimy przez radiotelefon. Wygrywa zejście do camp 1 przed nieplanowanym biwakiem w dwójce bez karimat i maszynki. Amin schodzi szybko do basecampu, my już w nocy docieramy do jedynki. Niestety okazuje się, że i tego miejsca wiatr nie ominął i połamał dwa maszty. Zgrabiałymi od zimna dłońmi z wykorzystaniem kijka trekkingowego i srebrnej taśmy, doprowadzamy namiot do użyteczności. Po konsultacji z kierownikiem postanawiamy ruszyć kolejnego dnia do góry i odbudować dwójkę. Maciek z Adamem także ruszają do góry z dodatkowym namiotem i sprzętem kampingowym. Stworzymy czwórkowy zespół i wspólnie założymy camp 3.
Noc w jedynce wyszła nam na dobre. Z nową mocą idziemy do dwójki. Dokładamy brakującą poręczówkę przed obozem, rozstawiamy nowy namiot Vaude i do końca dnia restujemy, czekając na Maćka, Adama oraz Shasheena, który do nich dołączył. Docierają do nas ok. 17 i wspólnie rozbijamy drugi namiot.
Po nocy okazuje się, że Shaheen nie da rady kontynuować wspinaczki z powodu poważnych problemów żołądkowych i ruszamy w czwórkę do góry zostawiając namioty dla podchodzących Krzyśka i Karima. Zgarniamy depozyt, który szczęśliwie nie został zwiany i obładowani dwoma namiotami, całym sprzętem campingowym dla 4 osób oraz ok. 350m lin poręczowych, śrubami i szablami idziemy wolno do góry. Szczęśliwie pogoda nam dopisuje. Jest chyba najpiękniejszy dzień do tej pory z niesamowitymi widokami na całe Karakaroum. W dali wyraźnie wyrasta ogromny masyw Nanga Parbat.
Przechodzimy dosyć długi, stromy stok wychodząc na kilkusetmetrowe wypłaszczenie, które spiętrza się progiem przegrodzonym szczeliną brzeżną. Po drodze napotykamy depozyt, który skrywa skarby w postaci nowych szabli śnieżnych oraz uchwytu na głowę pod kamerkę Go Pro. Szczelinę brzeżną przekraczamy małym mostkiem śnieżnym, a stok wyprowadza nas na skalną grańkę, którą jeszcze godzinę prowadzi nas na miejsce tzw. niskiego obozu 3 na 7000m. Nasza taktyka zakłada, że powyżej na 7500m stanie dodatkowo obóz szturmowy, który zwiększy szansę za zdobycie szczytu. Miejsce obozu wyraźnie wskazują nam pozostałości namiotów i śmieci zwane „obozem koreańskim”. Przy zachodzącym słońcu rozkładamy dwa namioty, licząc na podobną pogodę dnia następnego.
Noc dla większości z nas ciężka i niewygodna, ale tego właśnie można spodziewać się po noclegu na wysokości 7000m. Z letargu wybudzają nas ostre podmuchy wiatru, jeden przesuwa nawet cały namiot w stronę, o której wolimy nie myśleć. Rano, kiedy udaje nam się na chwile przysnąć wzmaga się wiatr, który uporczywie zrzuca na nas śnieg i szreń przymarzniętą do ścianek namiotu. Pogoda zmienia się diametralnie. Ostre podmuchy wiatru zmieniają się w przejeżdżający regularnie pociąg towarowy. Nici z naszego rekonesansu drogi na szczyt, uciekamy czym prędzej na dół. Tym razem dobrze przymocowujemy depozyt z całym naszym dobytkiem i tracimy jedynie karimatę i worek na namiot. W drodze powrotnej niespodziewanie ja i Adam wpadamy do małych szczelin, które ukrywają się na stromym, śnieżnym stoku – sygnał, że należy być skoncetrowanym przez całą drogę.
W camp 2 spotykamy Krzyśka z Karimem , którzy zabezpieczyli obóz i z powodu wiatru również zdecydowali się na zejście do bazy. Dzięki poręczówkom schodzimy ekspresowo i po 5-6h od campu 3 jesteśmy bezpieczni w bazie. Niestety potraciliśmy kilka rękawiczek, rewerso, a nawet kultową czapkę mamy Adama. Wszyscy zgodnie twierdzą, że ostatni kilometr na lodowcu to najgorsza cześć zejścia. Jest się zmęczonym, odwodnionym a tu ciągle góra, dół, góra, dół. Niektórzy ze zmęczenia zaczynają nawet gadać z lodowymi postaciami, które niestety nie chcą odpowiadać na nurtujące nas pytania ;).
Teraz nastawiamy się na długie dni w bazie, nadciąga zapowiadane załamanie pogody. Plan wykonany w 90% (zniszczony obóz), ale mamy aklimatyzacje i jesteśmy gotowi do ataku szczytowego. Czekamy tylko na pogodę.
Tomasz Kowalski
RUSZYŁ ATAK SZCZYTOWY !!!
Rano 15.02. z bazy, z zamiarem zaatakowania szczytu wyszli Adam Bielecki i Artur Małek. Dzisiaj w drodze do obozu II wspierają ich Amin i Shaheen. Prognoza nie jest idealna ale zespół chce spróbować być na szczycie 18.02. Teraz pogoda jest bardzo zła ale 17. ma się poprawić i na to liczą wspinacze. 16.02 z bazy ma wyruszyć drugi zespół, grupa wsparcia i rezerwa do ewentualnego drugiego ataku w składzie Maciej Berbeka, Tomasz Kowalski i Karim Hayyat.
Pierwszy zespół szturmowy – Adam Bielecki, Artur Małek – zrezygnował z zakładania C4 i zaatakował wprost z C3. Zespół wyszedł 17 lutego o godz. 07.00 i doszedł do wysokości 7820 m n.p.m gdzie został zatrzymany przez szczelinę lodową. Z powodu trudności z przekroczeniem szczeliny Adam i Artur zdecydowali się na odwrót i zejście do C3. Adam z Arturem noc z 17-tego na 18-ty spędzą w C3. Podchodzący z dwójki Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski zdołali minąć obóz trzeci i rozbili biwak szturmowy na wysokości 7400m w którym spędzą noc. Biwak znajduje się w miejscu gdzie 16.02 dotarli Amin i Shaheen pozostawili część ładunku. Wykorzystując bardzo dobrą, bezwietrzną pogodę Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski rankiem 18-tego lutego zaatakują na lekko szczyt startując z biwaku na 7400m – jest to w dalszym ciągu dość nisko ale dobre warunki pogodowe podnoszą szansę zespołu.
Trzymamy kciuki za powodzenie zespołu!
Atak, atak i … po ataku…
Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski opuścili obóz szturmowy na wys. 7400m dzisiaj rano o godz. 05.00. O 10.00, z powodu wiatru o narastającej sile, podjęli decyzję o przerwaniu ataku i zawrócili.
Nad szczytem uformowała się chmura altocumulus lenticularis – zwiastująca zmianę pogody. Znacznemu pogorszeniu uległa widoczność. Maciej i Tomek nie doszli do szczeliny na 7820m. W chwili obecnej oba zespoły szturmowe (Adam i Artur oraz Maciej i Tomek) wycofują się do bazy. Wyprawa będzie kontynuowana – następny atak nastąpi, jak tylko będzie miało miejsce kolejne okno wiatrowe.
Relacja z ataków szczytowych
Prognoza mówi o możliwych dwóch dniach stosunkowo dobrej pogody. Więcej nam nie trzeba. Kierownik dzieli nas na dwa zespoły. Pierwszy pójdzie Adam z Arturem ze wsparciem HAPsów, kolejnego dnia ruszam ja z Maćkiem w towarzystwie Karima. Prognoza mówi o trochę pochmurnym ale prawie bezwietrznym 17stym lutego oraz o bardzo słonecznym, ale mocno wietrznym po południu 18stym. Tak więc obydwa zespoły mają szansę na szczyt.
Niestety dwa dni poprzedzające okno wyglądają i rzeczywiście są fatalne. 15go, czwórka dochodzi do obozu 2, ale zajmuje im to zamiast standardowych siedmiu godzin, dziewięć. Podobnie zespołowi, który wychodził dzień później. Wszystko przez zasypane ślady, niską temperaturę i wiatr.
16sty jest jeszcze gorszy. Shamin z Aminem idą przodem celem złożenia depozytu na miejsc camp 4. Wyczyn iście heroiczny zważywszy na silny wiatr i bardzo niską temperaturę. Adam z Arturem wychodzą 1-2h później. Po ciężkiej, całodniowej walce chłopaki dochodzą „tylko” do obozu 3 i postanawiają atakować szczyt z tego miejsca. szczęśliwie nasi przyjaciele z Hunzy wywiązuję się z zadania i składają depozyt mniej więcej na wysokości 7300m n.p.m. i jeszcze tego samego dnia schodzą, wyczerpani do bazy.
17sty luty. Po fatalnej, wietrznej nocy podchodzimy z Mackiem i Karimem z camp 2 w celu dotarcia do obozu 4. Karim po kilku długościach liny zdradza zatrucie żołądkowe i wycofuje się na dół, zabezpieczając po drodze camp 2. W tym samym czasie Adam z Arturem ruszają do ataku dopiero o 7:00 z powodu kompletnej dupówy, która trzyma ich przez pierwsze 3 godziny ataku. Niestety nie łącza się z bazą na umówioną godzinę poprzedniego wieczoru, ani przez cały dzień ataku co przyprawia kierownika o dodatkowe siwe włosy. Sam jestem przerażony podchodząc do obozu 3 i widząc rozłożony namiot mimo, że planowanie miał być złożony. Ostatecznie z miejsca obozu 3 dostrzegam dwie postacie jakieś 200m pod przełęczą, a chwile potem sam zespół łączy się z bazą i postanawia zawrócić z powodu zbyt później godziny oraz ogólnego zmęczenia. Razem z Maćkiem ruszamy w dobrej pogodzie do depozytu na 7300 i tam spotykamy się z chłopakami, którzy schodzą do trójki na noc. Wyglądają na zmęczonych i co kilkaset metrów w zejściu muszą siadać, ale ostatecznie są zadowoleni z progresu. Prawda jest taka, że osiągnęli ok. 7800m, czyli wysokość, której żadna wyprawa od ataku Maćka Berbeki z 1988 nie osiągnęła!
Po kolejnej bezsennej nocy na 7300 budzimy się o 2 w nocy w celu ataku przed planowanym załamaniem pogody po południu. Niestety mały namiocik szturmowy oraz spowolnione wysokością ruchy powodują, że z namiotu wychodzimy dopiero ok 5 rano. Nadzieja na ślady chłopaków i świetlistą nocą szybko umarła i idziemy po omacku wybierając drogę zapamiętaną dnia poprzedniego. Dwukrotnie trawersujemy za daleko w lewo, raz wracamy na dobry szlak, drugi raz obchodzimy szczelinę i łączymy się okrężną drogą. Razem ze wschodzącym słońcem psuje się pogoda. Zaczyna wiać, robi się dużo zimniej. Maciek proponuje zawróć ja namawiam go na próbę dotarcia do poręczówek nad szczeliną, a może i przełęcz. Po kolejnej godzinie zaczynam tracić czucie w palcach u stóp i rąk, żadne próby rozgrzania nie pomagają. Brniemy dalej w zamieci do góry, nie mogę dogonić już Maćka, który jest ok 40m przede mną. Tym razem ja daję za wygraną nie widząc szans na poprawę pogody i samopoczucia. Wołam Maćka i wspólnie decydujemy się na zejście. Jak się później okazało, dokładnie w tym samym miejscu do pierwszy zespół.
Schodzimy do camp 4, który zabezpieczamy , a ponieważ jest stosunkowo wcześnie decydujemy się na zejście do bazy. W trójce spotykamy chłopaków, którzy na nas czekali (dzięki!) i razem ruszamy na dół. Niestety jesteśmy z Maćkiem zupełnie wykończeni i na ostatnich nogach, dochodzimy już pod koniec dnia do bazy.
Podsumowując , obydwa zespoły osiągnęły tę samą wysokość ok 7700-7800m. W pierwszym zespole o braku sukcesu zaważyły trudy dwudniowego podejścia w złej pogodzie oraz późny atak z niskiego obozu 3. W przypadku drugiego zespołu zaważyła pogoda, która niestety nie sprawdziła się z przewidywaną.
Czekamy na słabszy wiatr. Relacja z 24.02.2013
Prognoza pogody nie daje szans na atak co najmniej do 11 marca. Średnia siła wiatru na 8000 m to 100 km/h. Nastały długie dni bazowe i próbujemy urozmaicić sobie oczekiwanie na poprawę pogody. Standardowo dni mijają nam na czytaniu książek, grze w szachy i nie kończących się dyskusjach na tematy różne. Biblioteczkę mamy całkiem urozmaiconą: od przewodnika po Pakistanie Lonely Planet, przez kilka górskich pozycji , wywiadów, powieści, po takie perełki jak „Trzej Muszkieterowie” i niezwykle wciągający, norweski kryminał o lepieniu bałwana „Pierwszy Śnieg”. Niedługo zaczniemy grać w grę pt. „jakie zdjęcie jest na X stronie ostatniego numeru GÓR”.
Nasz kucharz Mossin oraz jego pomocnik Momad stają na wysokości zadania i serwują nam co raz bardziej urozmaicone potrawy na śniadania, lunch i kolację. Dziś np. otrzymaliśmy jajecznicę z zieloną papryką i baraniną, potrawę, którą próżno szukać w najlepszych restauracjach z gwiazdkami Michellin. Dodatkowo kucharz okazał się zdolnym masażystą z czego korzystamy przy każdej nadarzającej się okazji. Odskocznią od codziennych czynności jest spacer do „kafejki internetowej” , czyli małego namiociku rozbitego ok. 10-15 min. od bazy (tylko tam dociera sygnał satelity) skąd odbieramy maile od najbliższych oraz prognozę pogody – temat główny ostatnich dyskusji. Dzięki mailom dowiadujemy się co dzieje się na świecie, co oczywiście jest kolejnym powodem do zaciętych dyskusji.
Abdykacja papieża również u nas była ważnym tematem rozmów. Spacer lidera do kafejki internetowej związany jest dodatkowo z tajemniczymi zniknięciami z magazynu. Krążą plotki, że tajemniczy lisek, którego nikt nigdy nie widział, wyjada z magazynu słodycze, a szczególnie upodobał sobie krówki, białe michałki i czekoladę z advocatem. Do tej pory nie udało nam się go złapać. Zaskakujące jest jedynie to, że papierki po michałkach zostawia w koszu na śmieci… ;-).
Po kilku „fascynujących” dniach w bazie postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę do bazy pod K2 oraz na słynny memoriał ofiar tej góry – kopiec Gilkeya. W lato to zaledwie godzinny spacer po morenie. Teraz kiedy morena pokryła się śniegiem i szczeliny stały się niewidoczne nasz spacer zamienił się w przejście po polu minowym. Razem z Karimem i Arturem po około 1,5h dotarliśmy do miejsca bazy K2 i natrafiliśmy tam na spory skład drewna po rosyjskiej wyprawie zimowej. Potem musieliśmy przekroczyć mały lodowczyk i bardzo chaotyczną morenę gdzie co chwila wpadaliśmy jedną nogą do małych, ukrytych szczelin. Kopiec umieszczony jest wysoko na skałach przylepionych do wielkiej ściany szczytu Angelusa. Pierwszą tabliczką, która rzuca się w oczy jest ta poświęcona Gerfridowi, Cedrikowi i Nissarowi, którzy zginęli zeszłej zimy na Gashebrumie I. Na samym szczycie znajduje się czorten i kilkadziesiąt tablic, talerzy i innych memorabiliów upamiętniających ofiary K2, Broad Peaka i innych szczytów doliny Baltoro.
Odnaleźliśmy również tablice Wojtka Wróża, Tadka Piotrowskiego i Haliny Kruger Syrokomskiej. Tylko tablicy „Mrówki” (Dobrosławy Miodowicz-Wolf) nie udało się odnaleźć gdyż ta znajduje się w okolicach bazy wysuniętej. Powrót do bazy okazał się jeszcze bardziej stresujący. Chcąc skrócić drogę ruszyliśmy mała moreną boczną, która po kilkuset metrach okazała się plątaniną niewidocznych szczelin. Jedna, zasypana kamieniami nagle otworzyła się pode mną i wpadłem do niej po pachy, na szczęście bez problemu się z niej wydostałem.
Każdy z nas zaliczył mniejszą lub większą „wpadkę” i po godzinie błądzenia znów znaleźliśmy się przy rosyjskim składzie drewna. Spóźniliśmy się na lunch, ale przynajmniej jest co opisywać ;). Dziś dzień kąpielowy, najwyższy czas żeby przypomnieć sobie jak się czuliśmy miesiąc temu. Kierownik idzie ściągnąć prognozę pogody. W magazynie słychać skradającego się liska…
Pozdrawiamy.
Uczestnicy
Oczekiwanie na cud. 26.02.2013
To już dziewiąty dzień od czasu zejścia z naszego nieudanego ataku szczytowego. Kolejny dzień nie różniący się od poprzedniego. Rytm naszego życia wyznaczają pory posiłków, jednak śniadanie jest wyjątkiem, bo uczestnicy zjawiają się na nim między godziną 7:00 a 12:00. Śniadanie jest też jedynym posiłkiem gdzie brakuje inwencji naszemu kucharzowi. 9 na 10 śniadań to omlet i ciapaty. Szczęśliwie na obiedzie i kolacji nas nadal pozytywnie zaskakuje. Urozmaiceniem dnia nadal pozostają wycieczki do „kafejki internetowej” po odbiór maili i prognozy pogody. Ta, niestety, przez wiele dni wyglądała tak samo: wiatr, zimno, wiatr , brak widoczności i czasem opad śniegu. Kulminacja wiatru ma nastąpić dziś w nocy, początkowo zapowiadał się nawet huragan. Trudno nie porównywać tego czasu z analogicznym okresem z zeszłorocznej wyprawy na G1. Dobrze pamiętamy jak zwiało Janusza Gołębia razem z namiotem, a messę musiało przytrzymywać kilkanaście osób a i tak wiatr ją podarł. Poświęciliśmy jeden z nielicznych „pogodnych” dni na przymocowanie messy dodatkowymi linami i obłożenie jej pojemnikami z naftą. Teraz messa wygląda jak forteca i mamy nadzieje, że atak huraganu przebiegnie bez potrzeby obrony przez naszych dzielnych wojaków :-).
Tymczasem wczoraj, jak grom z jasnego nieba, dociera do nas informacja, że chmury otwierają się, a siła wiatru spada drastycznie. 4-5 marzec pojawiło się światełko w tunelu – nadzieja na atak szczytowy! Nagle wszyscy odzyskaliśmy humory i bazowy marazm popadł w zapomnienie. Znów rozmawiamy o patentach na ogrzanie stóp, ktoś zaczyna ostrzyć raki i wszyscy zmotywowali się do uprania skarpetek. Znów zaczynamy żyć. Nie ma co ukrywać, że powoli traciliśmy nadzieję, tym bardziej, że Kierownik nie miał zamiaru czekać do wiosny na atak. Mówił, że „lodowi wojownicy muszą być przygotowani na zimno i wiatr”. I jesteśmy! Bardziej niż kiedykolwiek. Czekamy tylko na sygnał „Do ataku!”
Tomasz Kowalski
Drugi dzień ataku szczytowego
Kolejny atak szczytowy rozpoczęty, doszli do obozu II. Maciej, Adam, Artur, Tomasz i Karim doszli do obozu II, spędzą w nim noc. Jutro idą do obozu 4. Pogoda jest dobra, w bazie zagościło słońce.
Trwa drugi dzień ataku szczytowego zimowej wyprawy na Broad Peak 8047 m w Karakorum w Pakistanie.
Po nocy spędzonej w obozie drugim na 6200 m himalaiści Artur Małek, Tomasz Kowalski, Maciej Berbeka, Adam Bielecki dotarli do obozu IV na wysokość 7400 m i spędzą tu noc. Do ostatecznego ataku na szczyt wyjdą dziś w nocy. Godzina wyjścia uzależniona będzie od temperatury. Jeżeli nie będzie zimniej niż minus 30 st. Celsjusza wtedy wyjdą do szturmu około północy. Na szczycie powinni zameldować się 5 marca w południe. Na zespół szturmowy oczekuje w obozie II Karim Hayyat. Kierownik Krzysztof Wielicki, Shaheen Baig i Amin Ullah są w bazie. Pogoda jest dobra. Jest słonecznie, wiatr jest słaby.
Atak szczytowy trwa
Informacja z godziny 11 czasu lokalnego 5 marca:
Cztero osobowy zespół szturmowy w składzie Maciej Berbeka, Adam Bielecki, Artur Małek, Tomasz Kowalski wyszedł z obozu szturmowego na wys. 7400 do ataku na szczyt o 5.15 czasu lokalnego 5 marca. O godzinie 11.00 zespół pokonuje trudną, drugą już szczelinę na wysokości ok. 7850 m, która jak na razie skutecznie zagradza drogę do przełę…czy o wys. 7900 m i dalej w kierunku szczytu. Prognoza na cały dzień dzisiaj jak i na 6 marca jest dobra, warunki są sprzyjające i wyprawa jest dobrej myśli. Od tej szczeliny do szczytu jest ok. 3 godziny dalszej wspinaczki – w wypadku jeżeli nie pojawią się kolejne nie przewidziane trudności
Informacja z godziny 12:30 czasu lokalnego 5 marca:
O godz.12.30 czasu lokalnego Maciej Berbeka i Adam Bielecki osiągnęli przełęcz na wysokości 7900 m n.p.m. Artur Małek i Tomasz Kowalski dochodzą do przełęczy. Do szczytu, w zależności od warunków, pozostało od 1,5 do 2,5 godziny wspinaczki. Warunki pogodowe w dalszym ciągu są sprzyjające.
Broad Peak 8047m n.p.m – ZDOBYTY! Pierwsze Zimowe wejście na szczyt dla Polski!
Szczyt Zdobyty !
Wszyscy weszli! Gratulacje wszystkim! Gratulacje Tomek! Teraz tylko bezpiecznie do bazy!
Między godziną 17.30 do 18.00 czasu lokalnego wszyscy 4 wspinacze zespołu szturmowego: Maciej Berbeka, Adam Bielecki, Tomasz Kowalski, Artur Małek dokonali pierwszego zimowego wejścia na szczyt Broad Peak 8047 m. O pełni sukcesu będzie można mówić wtedy gdy zespół zejdzie do bazy, co jest planowane na 6.03.
ten post był modyfikowany 6 października 2022 14:44